Aria obudziła się naprawdę niewyspana. Jednak impreza przed
meczem ze ślizgonami nie był najlepszym pomysłem. Do tego dalej była zła na
siebie i na Ala. Ponoć wiedział. Wiedział, że jest jej urodzinowa impreza a
mimo to nie przyszedł. Pociągnęła się mocno za włosy doprowadzając do ładu
umysłowego. Tak jakby… Wstała z łóżka i spojrzała na siebie w lustrze.
Uśmiechnęła się. Miała tak poczochrane włosy, że na pewno nie rozczesałaby ich
szczotką. Ale co innego magią… Oczy zalśniły dzikim blaskiem, kiedy dziewczyna
złapała za różdżkę. Jednym zaklęciem nie dość, że włosy się rozczesały to
jeszcze związały w warkocza dobieranego na boku. Uśmiechnęła się do swojego
odbicia, po czym wzięła głęboki wdech.
-WSTAWAĆ DZIECIAKI! TERAZ JA TU ŻĄDZE!- ryknęła. Rose ,
Amanda i Roxy zacznę krzyczeć jedynie Lily machnęła na nią ręką z podłogi. Aria
zaśmiała się, po czym przebrała w szatę i wyszła z dormitorium. W pokoju
wspólnym było już czysto, ale Aria nie zdążyła na śniadanie. I tak miła zamiar
zejść do kuchni i podziękować skrzatom za jedzenie i posprzątanie. Zjechała po
poręczy na dół i po kilku minutach stała przed obrazem z misą owoców.
Połaskotała gruszkę i po chwili stała w kuchni. Jakiś mały skrzat zaraz
zmaterializował się obok niej.
- Dzień dobry.- powiedział Aria.
- Dzień dobry! W czym mogę ci służyć?!- zapytał
entuzjastycznie.
- Po pierwsze: poproszę cztery …nie pięć wypasionych kanapek
pięć soków dyniowych . A po drugie : bardzo dziękuje wam wszystkim, że
przygotowaliście to jedzenie i posprzątaliście po imprezie. Jestem wam
wdzięczna.- powiedziała z uśmiechem Aria. Skrzaty zaśmiały się dziękując za
podziękowania i szybko przygotowały jej zamówienie. Aria swoje zjadła na
miejscu rozmawiając z jakąś skrzatkom, która ponoć znała wszystkie plotki.
Żadnej z plotek Aria nie słyszała, ale bardzo ją śmieszyły. Zabrała
przygotowane posiłki i z podziękowaniem wyszła z kuchni.
- Raymond, nie musisz dziękować skrzatom. To ich praca.-
zaśmiał się Albus opierający się o mur na korytarzu przy błoniach. Arii humor
wyparował gdzieś na widok bruneta. Burknęła mu coś pod nosem, jako odpowiedź i
ruszyła do Wieży Gryffindoru. Albus zdziwiony ruszył za dziewczyną. Musiał biec
żeby ja dogonić. W końcu złapał ją, kiedy była już przy wejściu do pokoju
gryfonów.
- Co jest Raymond? Jesteś na mnie złą?- Zdziwił się Al. Arie
jeszcze bardziej to wkurzyło, ale niczego nie powiedziała czekając aż Gruba
Dama wróci w końcu łaskawie.
- Raymond. No, co jest. Czemu jesteś zła?- zapytał. W tym
samym momencie lekko podpita Gruba Dama stawiał się na miejsce.
- Jak Boga kocham pójdę do nieba na stojąco…*- burknęła
widząc Gruba Dame, która na te słowa zrobiła oburzona minę.- Bo cie nie było,
dupku.- warknęła natomiast do Albusa, po czym zatrzasnęła obraz tuż przed nim.
Chłopak stał chwile zdziwiony, po czym przeklął. Pamiętał o tej imprezie, ale
na nią nie zdążył. Załatwiał prezent.
- No, kto by pomyślał.- mruknął pod nosem schodząc do
lochów.
*^*
Dziewczyny mało nie zabiły Arii ze szczęścia, kiedy ta
przyniosła im jedzenie. Poczekała aż spokojnie zjedzą i łaskawie przypomniała,
Roxy że dziś jest mecz ze, ślizgonami. Ruda zerwała się latając po całym
dormitorium krzyczała sama na siebie.
- Roxy! Roxy! ROXY!- ryknęła Aria łapiąc ruda za ramię.
- Co?- zapytała spokojnie. Aria puściła ją, po czym
przejechała ręka po twarzy.
- Bierz miotłę, Lily, Amandę i idziemy.- powiedziała
blondynka, po czym zbiegła ze schodów. Dziewczyny szybko zarzuciły na siebie
szaty a następie ruszyły za blondynką. Harry nie mógł sobie odpuścić tego meczu
(w końcu Albus obiecał mu ze wygra!) dlatego zwolnił siebie i Rona na ten dzień
z pracy. Teraz siedzieli na loży i czekali aż pojawią się wszyscy gryfoni.
Trzask mikrofonu wzbudził go z rozmyślań nad układem tanecznym na cześć zwycięstwa
swego syna.
- Proszę państwa! Reszta gryfonów już się stawiła! Wygląda
na to, że impreza urodzinowa panny Raymond była lepsza niż ją pamiętam!-
zaśmiał się chłopka. Harry spojrzał na Rona, który jedynie wzruszył ramionami.
- Ekhm… Najpierw drużyna ślizgonów!- Oklaski i piski, które
wydobyły się z gardeł zdziwiły nawet Harrego.- Szukający i kapitan od drugiego
roku Albus Potter…- Tu na chwile musiał przestać, bo i tak zagłuszyły go jakieś
dziewczyny piszczące „Albus Panem!”. Harry zaśmiał się, kiedy Al zmiażdżył je
wzrokiem.- No~ tak! Bramkarz Jase Zabini! Nie drzeć się bo nie skończę!-
krzyknął, kiedy jakaś inna grupa zaczęła się drzeć.- Dziękuje! Ścigający
Scorpius Malfoy, Antoni Benssen i Marcis Otori! Pałkarze Maks O’Connel i Amelie
Malfoy!- Nazwiska wymawiał z niesamowita prędkością bojąc się o zagłuszenie.
Chwila ciszy na wzięcie głębszego oddechu.- Brawa dla jedynej dziewczyny w
zespole!- Dodał jeszcze na koniec. Brawa były jak trzęsienie ziemi. Nawet Harry
zaklaskał trochę. Ron nie.
- A teraz nasza wspaniała i doskonała…
- Panie Bradley!- ryknęła dyrektorka.
- Drużyna Gryfonów!- zakrzyknął szubko komentator.- Kapitan
drużyny Roxanne Weasley, jako ścigająca warz z Lily Potter i Jonson Hooh!
Pałkarze Amanda Grober i Hugo Weasley! Bramkarz Adam Masterki i szukająca,
wczorajsza jubilatka Aria Raymond!- Znów oklaski i wiwaty dorównujące grzmotom
podczas burzy. Harry był pod wrażeniem. Przyjrzał się dokładniej swojemu synowi
i pannie Raymond. Dziewczyna nie tak jak na ostatnim meczu uśmiechała się, była
poważna i to zaniepokoiło Harrego. Albus za to wyglądał na głupio zadowolonego
a tym samym lekko rozproszonego. Kiedy kafel poszedł w górę Aria podleciała
kawałek w bok unikając z nim zderzenia. Amelie cały czas nakierowywała tłuczek
na blondynkę ale Lily cały czas była gdzieś niedaleko. Mecz trwał jak dla
Harrego nieziemsko długo. Minęło już pond 20 minut, był remis 100 do 100 a szukający
najzwyczajniej w świecie nic sobie z tego nie robili. Harry widział jak Aria
przed chwila przeleciała obok Albusa tak szybko, że ten się zachwiał, ale zaraz
za nią poleciał. Dziewczyna była niska, ale Albus była tak zwinny, że zmieniał
pozycje. Raz był pod nią, raz obok a raz nad nią. Harry widział jak to
strasznie denerwowało Arię. W końcu gwałtownie zahamowała widząc przed sobą
ogromną skałę. Harry pamiętał, że dostała się tam podczas Drugiej Bitwy o
Hogwart. Aria miała dobrą miotłę i ta natychmiast wyhamowała. Albus nie
zauważył. Harry wręcz wychylił się wiedząc, co się zaraz stanie i krzycząc.
- Co się tam dzieje!? To nasi szukający! Potter ma mały
poślizg! Chyba zaraz uderzy w kamień! Nie! Zamknijcie oczy!- krzyknął chłopak.
Harry go nie posłuchał tak jak większość. Aria w ostatniej chwili złapała
Albusa za szatę na plecach. Miotła rozbiła się na skale za to Aria zaczęła
spadać, przechylając się z Albusem, na bok. Chłopka zamachnął się nogą i
zahaczył nią o koniec miotły wyrównując lot miotły. Aria krzyczała coś
pochylając głowę i kręcąc nią. Albus coś do niej mówił, spokojnie. Dziewczyna w
końcu pokiwała głową i… puściała go. Harry mało nie zemdlał widząc lecącego w
dół syna. Spokojnego, opanowanego. Aria zeskoczyła z miotły, którą nakierowała
na dół. Złapała go w locie obejmując jedną ręką a drugą złapała się miotły,
która stojąc pod nimi jedynie zwolniła ich lot pękając na pół. Harry tak jak i
wszyscy krzyknęli, kiedy Aria plecami uderzyła o podłoże razem z Albusem. Mecz
został zakończony. Nauczyciele warz z Harrym i Ronem zbiegli na dół. Blondynce
leciała krew z nosa. Albus był nieprzytomny. Harry zaczął cucić syna. Reszta
zajęła się Arią, która prawdopodobnie miała złamany kręgosłup.
- Debilka.- mruknął Albus, kiedy ojciec rzucił na niego
zaklęcie wybudzające. Spojrzał na Harrego nieprzytomnym wzrokiem, po czym znów
zemdlał. Harry poprosił o pomoc Rona. Pielęgniarka zaczęła krzyczeć coś o,
Mungu kiedy coś, ktoś ich zagłuszył. Albo raczej uciszył.
- Nie jadę do żadnego szpitala. Chyba oszaleliście.- Ten
szept był prawie jak tchnienie powietrza. Albus otworzył oczy.
- Do szpitala Raymond.- mruknął. Harry spojrzała na Arie.
Miała złamaną rękę. Z nosa, ust i uszu leciała jej krew. Prawdopodobnie miała
krwotok wewnętrzny i złamane żebra a mimo to mówiła. I to całkiem nie od
rzeczy. Albus wstał. Chwiejnie. Miała złamaną rękę i obitą nogę wiec zaraz znów
usiadł. Aria podniosła się krzywiąc lekko. Podparła się na ramieniu
pielęgniarki i wstała. Harry sam pamiętał jak spadł. Ale on spadł z niskiej
wysokości. Nie z 25 metrów .
Albus spojrzał na Arie jak na debilkę. Wstał i otrzepał ubranie. Złapał ją za
ramie, na co ta skrzywiła.
- Widzisz? Boli. Idziemy.- warknął, po czym zaczął ją
spychać z boiska. Aria zemdlał po kilku krokach. Albus złapał ją i sam upadł.
- Może mi ktoś tak łaskawie pomoże?- warknął. Harry szybko
podbiegł i zabrał dziewczynę ze swojego syna. Arie zabrali do św. Maunga.
Albusa do skrzydła szpitalnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz