"Zostaw mnie Raymond! Ja kontempluje!"- Albus

sobota, 27 października 2012

Rozdział Urodzinkowy!



- Merlinie, Potter kto cie spłodził!- krzyknęła Aria. Nie wiem, czemu lubię jak się wkurza.
- Chłopiec, Który Przeżył By Używać Swojej Sławy Zbyt Często I By Płodzić Dzieci Takie Jak, James.- powiedział Albus w skrócie. Ciekawe.
- I czego się szczerzysz Rose kretolu?- zapytała Aria. Nie wiem, o co jej chodzi. Dla mnie Rose uśmiecha się normalnie.
- Oj tam. Już uśmiechać się nie wolno.- burknęła ruda.
- Nie, kiedy robisz to jak pedofil w przedszkolu.- Ona mnie rozwala. No nie mogę. Nie… nie mogę przecież…
- Hahahahahahah!- Fuck.
- Co to do cholery jest!?- krzyknął przerażony Scorp.
- Jezu dzięki. Zawsze uważałam, że nie jestem aż tak przerażająca, ale twoja reakcja może tłumaczyć fakt, że żaden chłopka mnie nie chce.- powiedziałam. Uwielbiam tak robić. Nie zawiedli mnie. Ich miny był od zdziwionych przez przerażone i nierealnie głupie aż po zasmucone.
- Nie no. Po prostu twój śmiech jest… specyficzny.- mruknął. Pokiwałam głowa w cichym zastanowieniu.
- A ty to, kto?!- Aria oczywiście pierwsza się obudziła prawie nokautując mojego Kochanego Alusia Przyszłego Męża, Którego Na pewno Gdzieś Znajdę, w twarz.
- Ej Spokojnie! Bez tych badyli mi tu.- mruknęłam, kiedy Aria wycelowała we mnie różdżką.
- Ty jesteś Autorka?- Kocham go. Taki bystry! Dlaczego wszyscy robią z niego głupka?
- Mądryś mój ukocha… znaczy Albusie.- powiedziała siadając na murku.
- Ona chciała powiedzieć ukochany?- szepnęła Aria do Rose.
- Nawet, jeśli to, co!?- warknęłam z morderczym wzrokiem. Albus uśmiechnął się.
- Jak tak dalej będziesz robić to sobie ciebie zabiorę.- powiedział wesoło. Jestem za!
- Ale, o co chodzi?- Jezu Jase. Zapomniałabym o debilu.
- Jase, to jest Autorka opowiadania, w którym jesteś totalnym debilem.- powiedział wesoło Albus a ja zamachałam do czarnoskórego, który pokiwał głową. Przewidywalne.- Co tu robisz?- zapytał Potter.
- No cóż… a było to tak………
- Tylko ruchy, bo to krótka przerwa zaraz mamy eliksiry!- krzyknęła Aria.
- Jak mi nie będziesz przerywać w mojej melancholijnej opowieści to zdążysz!- krzyknęłam.
- No okey.- mruknęła cicho siadając na ziemi. I tak ma być.
- No wiec to było tak…- i odpłynęłam we wspomnienia.
 ^x^
Dziś jest 24 maja. Aluś ma pierwsze urodzinki. Musze coś wymyśleć. Coś genialnie genialnego jak na walentynki tylko milionowo bilionowo i jakie tam są większe liczby lepsze!
- Co ty robisz?- Spojrzałam nieprzytomnie na Zombie*. Później na zeszyt.
- Co to za liczba?- Zdziwiłam się. Miała chyba z miliony zer. A no tak. Bilionowo milionowo.
- To ja się ciebie pytam.- mruknęła podpierając głowę ręką.
- Skąd ja mam to wiedzieć? Jestem humanistą cholera psia mać ja ciebie proszę panie i…
- Agnieszko może powiesz nam, jaki jest wynik?- Jak zwykle nauczycielka w jak najbardziej odpowiedniej chwili.
- Czternaście… no i wracając to ja się nie znam na takich rzeczach.- mruknęłam dalej nie zwracając uwagi na zdziwioną nauczycielkę krasnoluda, która uczy mnie matmy. A raczej chochlika, bo to wyczyn być niższym ode mnie.
- A jaki jest wzór na objętość kuli?
- Cztery trzecie „pi” „R” do sześcianu .- warknęłam, po czym wróciłam do rozmowy z przyjaciółką.- Musze wymyślić mega odjazdowy rozdział na bloga.- dodałam na koniec.
- Jak ty to robisz?- jęknęła.
- Podzielna uwaga, haha.- zaśmiałam się jak psychol. I w końcu przerwa. Teraz będzie wychowawcza i do domu. Może coś wymocę na tych nudach, bo w końcu już po egzaminach i musi nam robić wychowawcze, nie? Odpuszczę sobie dziś siłownie pójdę jutro musze stworzyć dzieło!
- Nie rób tak.- jęknęła Zombie.
- Jak?
- Jak myślisz to śmierdzisz octem.- jęknęła. Pizgłam ją w łeb, kiedy ten głupi głupek śmiał się.
- No to jest poważna sprawa! To musi być cos odjazdowego! W końcu Al ma już rok!- zakrzyknęłam.
- Co za Al?- zapytała kolega z klasy. Może go urżnę nożem?
- Nie podsłuchuj palancie!- No i poszedł.
- Zombiaku pomóż mi nie mam pomysłu!- jęknęłam uderzając głową w podłogę. Chwile zajęło mi to, że tego dokonałam wiec zaskoczona podniosłam głowę.
- Co ja mam ci pomóc? Nie jestem genialnym pisarzem a jedyne pomysły na opowiadania mam podczas snu a ty mi mówisz to dzisiaj? Jakbyś mi powiedział wczoraj to może by się coś przyśniło, ale teraz to już za późno.- mruknęła. Fuck. Rzeczywiście. Mogłam jej powiedzieć wcześniej. No cóż. Znów dzwonek. Przerwy są stanowczo za krótkie. Samo wstanie z podłogi to pięć minut.
- Dobrze. Robimy polski?
- NIE!
- Tak myślałam. Tylko cisza dobra?- Pfff.
- A może napiszesz, że jakimś cudem znalazłaś się w Hogwracie, ale nikt cie nie widzi i będziesz śledziła Albusa i…
- Stój, stój, stój!- szepnęłam łapiąc ja za ramiona, bo zdecydowanie się zagalopowała.- Bez żadnych rzeczy pogwałcających przestrzeń i prywatność osobistą, tak? Może i mam powalone i zboczone opowiadania, ale granice też są, okey?- zapytałam. Pokiwała głową i zaczęła myśleć. Mam nadzieje. Hmm… jak to możliwe, że kiedy potrzebuje nie mam pomysłu?! Żadnego?! Nul, zero i te inne?! To niesprawiedliwe!
- Bogowie Powieści! Natchnijcie mnie!
- Agnieszka cisza!
- Przepraszam.- mruknęłam opuszczając ręce. Nie miałam w zamiarze mówić tego na głos. Zombiakowe spojrzenie mówiło za wiele.
- Widzę, że jesteś zdesperowana a nie sądzę by wizyta na świetlicy coś ci pomogła.- mruknęła drapiąc się po głowe.
- Może pójdę do „Askany”?- zapytałam. Lubię gapić się na głupie laski, które nie potrafią chodzić na obcasach a mimo to robią to i wyglądają przezabawnie oraz na ludzi, którzy spadając z zacinających się ruchomych schodów. Klasyka.
- Ty! Dziś jest czwartek, nie?- zapytała głupio. Często mi się zdarza pytać o dni tygodnia, mimo iż je znam. Albo pytam się o godzinę i sama sobie odpowiadam. Normal.
- No i co?- zapytała. Ale ja już knułam niecny plan. Moja starsza, wredna, szkapowata siostrzyczka pracuje w drugim centrum handlowym za rzeka. Pójdę ją podręczyć! To zawsze poprawia humor! I może skocze do KFC..? Mniejsza. Może moja tępa siostrzyczka mnie natchnie! I jeszcze fajnie by było jakby był tam jej chłopak, który w wieku 20 lat dowiedział się ze kura rodzi się z jajka!** Książka młotek i wbijam biologie, jako pierwszą. Ale to później. Po błogosławionym dzwonku szybko znalazłam się w domu omawiając z moją nadopiekuńczą matką mój plan. Oczywiście się zgodziła. Grzeczna jestem to, co ma się niej zgadzać cholera?!
- Idziesz do siostry?- zapytała mnie Zombie przez telefon.
- Nom.- odparłam stojąc już na przystanku.
- To powiedz by pozdrowiła swojego chłopaka ode mnie!- zaśmiała się, po czym rozłączyła. Z kim ja żyje. Z kim ja pracuje i co ważniejsze, z kim ja siedzę w ławce!? Rozklekotany Gorzowski autobus z napisem „Gorzów Przystań” zawsze mnie rozśmieszał, bo z pierwszym razem przeczytałam „Gorzów Przestań” i za każdym razem wyobrażam sobie jak granice Gorzowa z mapy, które kogoś tulą, zapewne Poznań a on się drze by przestał. Jezus Maria przeginam z anime bo albo mi się wydaje albo widzę Feliksa z „Hetalii”?! Chłopak był perfidnie podobny do tej postaci. Nawet cholera miał mundur i…
 ^x^
- Czy w końcu przejdziesz do puenty?- zapytała Rose.
- Jak chcesz to możesz iść na eliksiry ja cie nie zatrzymuję.- warknęłam wkurzona.
- Okey, okey mów dalej.- mruknęła.
 ^x^
… taki sam fryz i zielone gały. No chyba się posikam. Musze mu cyknąć fotkę. Moje zdjęcie ninja wcale takim nie było, ale się nie przejęłam. Chłopak tylko przez resztę drogi gapił się na mnie zbyt ciekawsko. W cale nie jestem jakimś wyjątkowo ciekawym obiektem. Ani nie latam ani nie zamiatam jakoś nadzwyczaj dokładnie, ale widocznie ciekawią go marne jednostki egzystencjalne. Zaliczam się, bo żyje. Postanowiłam go zignorować. Jak wszystko. Lubię ignorować. W tym jestem najlepsza! Jakbym mogła to, co tydzień dostawałabym pewnie nagrody. No i jeszcze za mordercze spojrzenie. Je też umiem. Ale on mnie wkurza. Gapi się i ma oczy zielone jak boski Albus…
^x^ 
- Czy ty byś chciała nam coś powiedzieć?- zapytała Aria, kiedy Albus uśmiechnął się lekko. Pewnie spaliłam burka, ale mniejsza.
- Cisza tam!
 ^x^
…i to pewnie, dlatego cały czas czuje jak się na mnie gapi. Zmieniamy piosenkę, zmieniamy piosenkę! Bo gdy lecą jakieś romantyczne mój mózg mnie na słucha. Z resztą rzadko mnie słucha, ale to swoją drogą. Dzięki Bogu się udało ale, nie! On musiał wysiąść tam gdzie ja i…
 ^x^ 
- Przepraszam, że ci przerwę, ale czy ten chłopka ma coś wspólnego z twoją wizyta w szkole?- zapytała Rose.
- Jakby nie miał to bym o nim nie gadała.- mruknęłam.
- Pewnie o nim gada, bo jej się spodobał.- zaśmiał się grubiańsko Jase. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Zrobię ci nagrodę za Najbardziej Mordercze Spojrzenie Mugola!- zakrzyknęła Aria.- A teraz mów dalej.- Dodała jeszcze
 ^x^ 
… dalej się na mnie gapi. Musi być o rok starszy, bo niestety w gimnazjum nie ma klas wojskowych. Żadnych klas, z jako takim kierunkiem. No wiec mimo denerwującego wzroku przystojnego pseudo Feliksa ruszyłam do „Nova Park” na pierwsze piętro by gnębić siostrę. Co za szczęście akurat była za barem.
- Witam, w czym mogę po… ty!- warknęła. Take szybie przejście z uroczo miłego tonu w morderczy. Zaśmiałam się.
- Morzony jogurt jabłkowy proszę i truskawkowo malinowy smoothie.- Odparłam spokojnie.
- Tylko powiedział truskawkowo malinowy nie malinowo truskawkowy, bo poczuje różnice.- warknęłam. Jak zwykle można ja wkurzyć nawet takim tekstem. Kiedy dostałam swoje zamówienie i odwróciłam się chciałam wylać moje smoothie.
- Cześć.- pseudo Feliks stał na przeciw mnie.
- Ee?- Elokwentna jak zawsze. Wbrew pozorom jestem nieśmiała wiec stałam się czerwona jak buraczek, mimo że pewnie nie zwrócił na to uwagi, bo zaczęły trząść mi sie ręce. Reakcja na obcych ludzi.
- Po co ci moje zdjęcie?- zapytał z uśmiechem. Jakby mi ktoś robił zdjęcia w autobusie z dziwacznie dwuznaczną miną w cale bym się nie uśmiechała. Wzięłabym swój telefon i bym mu przywaliła. Ale to zapewne, że jestem kobietą. Tak jakby..? Ale mam glany! Mogę go kopnąć jakby okazało się, że coś jest z nim nie tak i tak na prawdę chce mnie zgwałcić w nieoznakowanej jeszcze toalecie.
 ^x^
- Okey. Czy ty masz coś z banią? Może po prostu mu się spodobałaś! Zawsze tak myślisz, kiedy podchodzi do ciebie ktoś obcy?- zapytała Amelie.
- Błagałam. Nawet jak nie podchodzi tylko obok przechodzę ja już mam plan ucieczki ewentualnie to, że skopie ich glanami.- Mruknęłam. Pokiwali głowami.
 ^x^ 
- E… ten… czekaj, co?- zapytałam zbita z tropu. Przez to planowanie zapomniała, o co pytał! Zaśmiał się. Fuck! Giń maszkaro, bo masz boski śmiech śmieciu! Moja siorka wyszła zza zaplecza wiec nie mogła mnie zobaczyć z jakimś chłopakiem, bo później w domu to bym miała pojazd jak jakiś kurwa ślizgacz na bobsleju.
 ^x^
- No kurwa nie wierze!- Co ja takiego powiedziałam, że oni się tak śmieją?- Mów dalej.
 ^x^
Wiec ruszyłam do przodu. Jeśli chciał znać odpowiedź to za mną pójdzie. Nie myliłam się. Poszedł. Dobry piesek.
- Pytałem, po co ci moje zdjęcie i teraz, czemu uciekasz?- zaśmiał się, kiedy zniknęliśmy za rogiem.
- Eeee…
 ^x^
- Wiesz, że mówisz jak mój ojciec?- zapytał Albus.
- Milcz!
 ^x^
- Eeee… to będzie trochę dziwne, ale przypominasz i to cholernie postać, z anime.- powiedziałam. Aż dziwne, że nie zmyśliłam czegoś w podobie, że było coś ciekawego za nim. A że powiedziałam prawdę to istny cud! Zaśmiał się.
- Feliksa z „Hetalii”?- zapytał. Jeszcze bardziej zdziwiona pokiwałam głową a w mojej mózgownicy zaczął układać się genialny pomysł na polaczenie amine i Albusa na urodzinowy rozdział!- Wiem. Dużo osób mi mówi. Ale dlaczego uciekłaś?- zapytał.
- Jakby mnie siostra zobaczyła to bym miała ciężko w domu.- powiedziałam spokojnie. Teraz już luz. Jak mam pomysł na rozdział to od razu mniej się stresuję.
- To cię zaskoczę. Feliks jestem.- zaśmiał się wyciągając do mnie rękę.
- No bez jaj!- krzyknęłam. Zaśmiał się głośniej. Uścisnęłam jego rękę.- Agnieszka.
- Ładne imię. Normalne.- Dodał z uśmiechem.
- Niestety mi nie pasuje.- Sama się zaśmiałam. Boje się siebie. Od kiedy gadam z kimś swobodnie, kogo nie znam.
- Mam pytanie.- powiedział spokojnie.
- Jakie?
- Piszesz?- zapytał. Musze go zabić. Wie o mnie zbyt wiele.
- A czemu pytasz?- zapytałam na wszelki wypadek. Szkoda zabijać takiego przystojniaka.
- Często się zamyślasz i ignorujesz coś by myśleć nad czymś w tym czasie z resztą z torby wystaje ci zapisany ołówkiem zeszyt.- powiedział. Zerknęłam na torbę. No tak. Nie musze go zabijać. Na razie.
- Można powiedzieć, że pisze.
- Masz bloga?- Co on? A randka czy może, chociaż kawa albo coś?!
- Ekhm… mam.
- Fanfick?- zapytał. Okey. To robi się podejrzane. Odsunęłam smoothie by spojrzeć na niego przenikliwie.
- Tak.- szepnęłam. Zaśmiał się.
- Tylko błagam nie mów, że o „Zmierzchu”.- zaśmiał się.
- Nie. O Nowym Pokoleniu Pottera.- powiedziałam. Ojć. Uśmieszek. Uśmiech jest gut. Uśmieszek już niet.
- Tak też myślałem. O Albusie?- zapytał. Pokiwałam głową. Okey. Tam jest H&M ale nie wpuszczą mnie z żarciem. Muszę rzucić się na schody albo do kiosku niedaleko. Ale jest za mały wiec polecę na schody, wyrzucę żarcie, za które zapłaciłam ponad dyche do śmieci (nieeee!) i schowam się w jakimś sklepie. Dobry plan!
- Kurcze. Zawsze chciałam umieć pisać. Tylko rysuje. Albus jest moją ulubioną postacią. Pokaże ci coś.- powiedział, po czym zaczął grzebać w plecaku. Jak wyciągnie coś ciężkiego to oszołomie go ochlapując napojem i zwieje. Ale wyciągnął kartkę z boskim rysunkiem Albusa takiego, jakiego go sobie wyobrażałam. Wyrzuciłam pudełeczko po mrożonym jogurcie i zaskoczona wzięłam rysunek.
- Piękny.- szepnęłam. Wyglądał dokładnie tak jak zawsze opisuje Ala. Duże zielone oczy w kształcie migdałów, prostokątne okulary lekko zsunięte z nosa, srogie spojrzenie, obojętny wyraz twarzy i ta fryzura. Wszystko dokładnie tak samo.
- Masz niesamowity talent.- powiedziałam. Nawet odcień skóry miał taki, jaki sobie wyobrażałam.
 ^x^
- Albus, odsuń się.- powiedziała Aria ciągnąc Albusa i odsuwając go ode mnie. Złapałam go śmiejącego się za przedramię.
- Ja go stworzyłam i mówię tak jak wygląda!- krzyknęłam kurczowo trzymając jego rękę.
- Na serio mam takie ładne oczy?- zapytał.
- Zamknij się.- warknęłam zaczerwieniona. Dupki zaczęli się śmiać.
 ^x^
- Cieszę się, że ci się podoba. Mogłabyś… podać mi adres swojego bloga?- zapytał. Oszołomiona bez zastanawiania wpisałam adres. Po chwili wyrwał mi kartkę z reki i z okrzykiem, że musi już iść, zniknął. Wzruszyłam ramionami i kończąc napój poszłam na przystanek, na który po chwili przyjechał autobus. Wróciłam do domu i kiedy miałam zamiarem zacząć pisać…
^x^ 

-… znalazłam się tutaj. Ale jeszcze zanim na laptopie wyskoczyło mi zdjęcie tego chłopka a na dole był napis „Ta wycieczka na pewno da ci dużo weny!” No i wylądowałam w tych krzakach.- Zakończyłam machając nogami odzianymi w glany.
- To ciekawe. Musiałby mieć jakąś moc czy coś.- Zastanowiła się Rose. Przytaknęłam jej.
- No cóż. Zleciał nam wielki kawał eliksirów nie musimy na nie iść. Z chęcią oprowadziłbym cię po, Hogwracie, ale jest taki, jaki go opisujesz wiec wiesz wszystko.- westchnął Albus. Uśmiechnęłam się.
- Nie mam pomysłu na rozdział. Ani na to jak mam wrócić do domu.- powiedziałam załamana.
- Oj nie martw się. Może Minervcia coś wymyśli?- zapytała Scorp.
- Zawsze można spróbować.- powiedziałam.
- Czekaj! To ty wymyśliłaś nasz chory związek z Amelie?!- zakrzyknął Jase.
- Nooo!- zaśmiałam się jak psycholka.
- Widać, że nas stworzyła. Istny oszołom i psychol.- powiedziała Aria.
- Arigato.- zaśmiałam się. Zadzwoniły dzwony i wszyscy zaczęli mnie otaczać.
- To nasza Autorka!
- Stworzyła nas!
- Zabijmy ją!
- Ej! Prędzej to ja was zbije! Nie pozwalajcie sobie pseudo czarodzieje!- Krzyknęłam wskazując na dwóch chłopaków, którzy powiedzieli to ostatnie. No i poszli.
- Hmm… gdzie możemy znaleźć dyrektorkę o tej porze..?- Zastanowiła się Rose, po czym spojrzała na mnie.
- A ja niby skąd mam wiedzieć?!
- Ja wiem! Ja wiem!- Zapiszczała Aria, po czym zaciągnęła mnie gdzieś daleko w głąb zamku a tuż za nami biegła reszta.
- Gdzie biegniesz?- zapytał Albus pojawiając się z nikąd obok nas. Aria z przerażenia stanęła i pochyliła się i takim sposobem wylądowałam na ścianie.
- Oooo Boże…- jęknęłam ześlizgując się ze ściany.
- Potter głupi debilu! Kto ci da prawo jazdy!?- ryknęła Aria, kiedy Al lał z nas siedząc na ziemi.
- Czasem… czasem żałuje, że zrobiłam go takiego wysportowanego.- jęknęłam dalej siedząc na ziemi.
- Mniej gadania więcej biegania, bo zaraz zacznie!- krzyknęła Aria stawiając mnie do pionu i biegnąc znów.
- Ale…! Ale co zacznie!?- ryknęłam. Matko jak ja mało wiem. Po tym jak wbiegliśmy po milionach schodów, po tym jak Aria znokautowała Chimerę w końcu wpadliśmy do gabinetu dyrektorki i…
- HĘĘĘĘĘĘ?!- krzyknęłam.
- Fuck. Spóźniliśmy się.- jęknęła najnormalniej w świecie Aria. A ja dalej miałam na mordzie ten wyraz twarzy. Przerażenie, zdziwienie i niedowierzanie na raz. Profesor Minerva MacGonagall. Ta MacGonagall. Ona elegancka, poważna z ciasno związanymi wąsami w koka właśnie … właśnie robiła wszystko, czego nie powinna!
- Co to ma być?!- pisnęłam tak cicho, że bałam się, że nie usłyszą.
- To właśnie o to mi szło.- szepnęła Aria. Minerva siedziała na starej pewnie wygodnej kanapie, w męskim dresie, z związanymi frotką luźno włosami z brudnymi rekami i twarzą, jadła Cheetosy prosto z paczki popijając zimnym Lechem oglądała na trzech telewizorach jednocześnie mecz koszykówki, piłki nożnej i siatkówki.
- Co to ma na Merlina być?! Pocicie się jak jakieś chore myszy a biegacie niecałą godzinę!- ryknęła do środkowego telewizora.- Wy też nie jesteście lepsi! Skaczecie i doskoczyć to już do tego kosza nie łaska, co?!- ryknęła do pierwszego, po czym przeniosła czułe spojrzenie na trzeci telewizor.- Wy grajcie dalej. Jesteście świetni.- powiedziała z błogim uśmiechem. Chciałam zauważyć, że drużyny, na które przed chwilą się darła wygrywały a siatkarze niestety nie.
- Za kilka chwil powinno się skończyć.- powiedziała Aria próbując złapać Czekoladową Żabę. W końcu pieprzła ją Drętwotą. Dobry pomysł. Stałam tam chyba z pół godziny dalej z tą miną a cała reszta łaziła po gabinecie pokazując skrzatom, co powinny sprzątnąć, bo biedne nie mogły niczego ogarnąć. I w końcu stało się znów coś przerażającego. Kiedy wszystkie mecze się skończyły, dyrcia wstała ogarnęła się, odesłała telewizory, kanapę i żarcie i w szacie i szpiczastym kapeluszu oraz mocno spiętymi włosami zasiadła za swoim sterylnym biurkiem, po czym szybkim ruchem zrzuciła z obrazu Dumbledora obierkę po bananie. Profesor spojrzał na nią roześmiany natomiast Snape nadal wyglądał nietęgo z plamą piwa na szacie.
- W czym mogę pomóc?- zapytała. Tak mnie zatkało, że poruszałam tylko ustami.- O! Agnieszka! Bardzo mi miło. Pewnie musisz już wracać i nie wiesz jak. Proszę. Stój w miejscu i się nie ruszaj.- O to mi nie trudno.
- Możecie się pożegnać.- powiedziała.
- Chyba nieogrania.- Powiedziała Aria.
- NIBY, KTO?! Ja!!??- ryknęłam nagle. Ojć.- Sorki.- zaśmiałam się delikatnie z ich przerażonych twarzy.
- Takie małe a takie przerażające.- szepnął Scor do Ala.
- Zamknij się Malfoy . Może i jestem mała, ale słuch mam wyborowy!- krzyknęłam. Ojojoj. Zdenerwowałam się. Wzięłam kilka głębszych oddechów.- Dobra. Mogę już do domu? Musze znaleźć palanta, co mnie tu sprowadził.- warknęłam. Taki przystojny a taki złyyyy.
- Jakiego palanta?- zapytała dyrektorka.
- Chłopak, co przypomina faceta z anime przerzucił ją do naszego świata.- mruknął w skrócie Albus.
- Felenis!?- ryknęła dyrcia.
- Feliks!- krzyknęliśmy razem.
- Nie! Nie!- Zaczęła machać ręką i ruszyła z powrotem za swoje burko grzebiąc w szufladach mówiła dalej.- Felenis to chłopaka, który przypomina postać z anime pt.: „Hetalia” Feliksa Łukasiewicza. Kiedy jakaś dziewczyna lub chłopka rozpozna w nim Feliksa przenosi ich do miejsca fantastycznego, w którym chcieliby żyć lub aktualnie o nim myślą. Kiedy wyskakuje ci jego zdjęcie na komputerze telefonie albo widzisz go przed oczami trafiasz tam gdzie cię wyśle. Felenis jest małym wrednym bachorem. Do tego rozpieszczonym w końcu musze go złapać.- warknęła pokazując mi grubachną teczkę. Były w niej opisane przypadki zniknięć i nagłe pojawianie się danej osoby w innym znajomym jej miejscu. Ciekawe.
- To trafie do domu a wy się nim zajmiecie?- zapytałam.
- Tak! Ale powiesz mi gdzie go spotkałaś.
- Musze? Oni wiedza. Musze napisać jeszcze rozdział.- jęknęłam. Dyrektorka opuściła głowę.
- Dobra.- Stanęła przed biurkiem i zaczęła coś burczeć. Z tego, co wyłapałam było tam coś jakby „abrakadabra” i „tere bum bum” i chyba także „Boże dopomóż”. I nagle coś mnie ścisnęło w żołądku i wylądowałam na podwórku przed moim domem. Przestraszyłam dzieci. I psa. I starszą panią na ławce. Huehue. Rozejrzałam się. Otrzepałam ubranie i z krzykiem wpadłam do domu.
- Zabije ich!- Tego się można było po mnie spodziewać. Odprowadziły mnie przerażone spojrzenia przestraszonych ludzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Zombie to Natalia tak dla jasności.
** To na serio prawda. Na serio serio. Prawda, że przerażające?

1 komentarz: