"Zostaw mnie Raymond! Ja kontempluje!"- Albus

piątek, 26 października 2012

Walę(w)tyłki!



Czy wspomniałam już, że nie znoszę walentynek? Można rzec, że ja ich nie cierpię! To…to…to nie powinno być nazywane świętem! Pełno różowych serduszek, ludzie obściskują się na każdym kroku a dziewczyny piszczą jeszcze bardziej na widok różowych karteczek niż na przykład na widok takiego Sebastiana Michaelisa. Ojj ja bym, się darła tak, że chyba bym zemdlała… Mniejsza! To jest chore, nienormalnie i co roku jest tak samo. Spojrzałam dokoła przerażona widząc sterty różowych i czerwonych karteczek. Co roku nie mogę wyleźć z łóżka.
- No zobacz tylko Aruś! Ile masz karteczek! I czekoladek! I sów! Bosko!- Am albo jest tępa alb udaje.
- Nie mogę zatrzymać sów, droga Amando.- warknęłam. Chyba się zatłucze no! Ta myśl była na tyle obiecująca, że już maiłam złapać za różdżkę ale… ale nie mogłam jej sięgnąć!
- Co za debil wysłał mi ogromniastego szczura!?- ryknęłam na widok szczura leżącego na mnie. To dlatego mój piękny sen, w którym Nezumi już prawie miał mnie pocałować zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i zamiast mnie pocałować, boski Nezumi zaczął mnie podduszać. Fuk! Zaczęłam siłować się ze szczurem, który w tyłku miał granulat aż w końcu mi się udało i rypnęłam na ziemie. Wzięłam głęboki wdech i mocno wypuściłam powietrze sprawiając, że karteczki, które miały czelność zasłonić mi twarz, porozwiewały się na inne strony. Spojrzałam na łóżko Am i Rose. Czemu one miały tylko kilka kartek i innych gówien?! Czemu?!
- Puk, puk! To JA!- Zza drzwi ryknęła Lily i chyba w zamiarze miła otworzyć z hukiem drzwi ale przeszkodziły jej stosy karteczek.
- Co jest..!?- warknęła przeciskając się przez szparę, którą udało jej się otworzyć.
- Mam to samo.- mruknęłam wstając. Pisnęłam załamana w duchu bo moja boska koszulka z Kaneme się pogniotła! Zaczęłam ja wyglądać i sprawdzać czy gdzieś ta dziwna farba się nie odczepiła.
- Ar?- szepnęła Rose. Spojrzałam na nią nieprzytomnie.- Przestań.- Dodała tak samo cicho. Schowałam ręce za plecy z udawanym niewinnym uśmiechem, po czym zaczęłam przeciskać się do łazienki.
- Ej ej ej! Nie przeczytasz ich!?- krzyknęła Lily patrząc na mnie zdziwiona oraz niestety trochę groźnie także.
- Chyba oszalałaś.- Jęknęłam gdyż groźba w jej oczach przerosła zdziwienie.
- Wracaj tu i powiedz nam ilu jest ślizgonów w tej kupie papieru!- krzyknęła.
- Poszukaj srebrnego tuszu a się dowierz!- odkrzyknęłam zamykając się w łazience. Przed lustrem wyciągnęłam kilka karteczek z włosów. „Wyjdź za mnie!” Cóż. Bardzo oryginalnie. „Lof juu!!”. Osz Chryste! Wyrzucałam pozostałe karteczki bojąc się ich treści i w końcu wlazłam pod prysznic. Kiedy z już suchymi włosami wyszłam z łazienki totalnie mnie zatkało. One oszalały czy jak!? Rose, Am, Roxi i Lily zrobiły sobie z naszych łóżek i podłogi jakąś cholerna sortowanie.
- Mam tu ślizgona!- odezwała się Roxi z mojego łóżka. Sowa siedząca gdzieś niedaleko podleciała do niej, odebrała jej z wyciągniętej reki karteczkę i rzuciła na stosik obok Rose. Gapiłam się jak debilka na cztery w miarę uporządkowane stosy. Szafa była zastawiona pozostałymi badziewiami.
- Czy wyście już całkowicie oszalały?!- wrzasnęłam z niedowierzaniem. Chyba mnie nie usłyszały.
- O nie! Chyba pękniesz ze śmiechu!- powiedziała Lily wstając z klęczek z podłogi i podając mi wielką kopertę w kolorze różowym rozmiaru kartki A4, wyszczerzyła się bardziej.- Dostałaś walentynkę od Jamesa!- krzyknęła. Co?! Rozerwałam na strzępy kopertę a moim oczom ukazało się krwistoczerwone serce z mrugającym różowym napisem: „Bądź moja sexi walentynką!”. Cóż. Nie zrobiło na mnie zbytniego wrażenia wiec zgniotłam i wrzuciłam do śmieci. Co za debil.
- No zobacz tylko Ar! Chyba ci się spodoba.- powiedziała Rose ześlizgując się ze swojego łóżka z czarną kopertą i wypisanym moim nazwiskiem krwistoczerwonym atramentem. O! Jak oryginalnie! Lubiem czarny. Spojrzałam zaciekawiona na kopertę i wyciągnęłam list na białej kartce pisany czarnym tuszem.
- Osz w mordę…- Odwołuje to! Wszystko to odwołuje!
- Co on…- Zaczęłam. List od Albusa Pottera nie był czymś czego mogłam się spodziewać. Do tego nie posiadał treści takiej jakie powinny zawierać listy od zakochanych lub ewentualnych napalonych facetów. O niee! Potter musiał być jeszcze bardziej mhroczny niż zwykle i napisał, że jeśli dobrze wydedukował to nie znoszę Walentynek. Westchnęłam. Nic trudnego skoro cały wczorajszy dzień jęczałam, że chowam się pod łóżkiem i że zarzygam się jak ktoś da mi coś różowego. Do tego kiedy jakąś dziewczyna przechodziła obok mnie i używała słowa „Walentynki” w sposób entuzjastyczny zatrzymywałam ja łapiąc za ramiona i krzyczałam: „Walentynki Srynki! Pieprz się kobieto i tak to tylko żeby cię łatwiej do łóżka było zaciągnąć!”. Po czym kiedy doprowadziłam trzydzieści dwie dziewczyny (plus Amelie cztery razy) do płaczu, musiałam udać się do dyrektorki na rozmowę z darciem Dublem o sprawach mojej psychiki. Ale wracając do listu. Uznajmy, że Potter wydedukował że nie znoszę walentynek, wiec zaprasza mnie na stypę do piwnicy. Milusio. No ale cóż. Na Bal dla Zakochanych na pewno nie pójdę. Idę na stypę!
- Co to?- zapytała Rose kiedy schowałam kopertę do tylnej kieszeni spodni.
- List od Ala.- mruknęłam usadawiając się na swoim łóżku.
- I co?- zapytała Roxi.
- Zaprasza mnie na stypę.
- A…-zaczęła Lily.
- Wy nie.- warknęłam. Spojrzałam na samotnie leżąca kopertę na mojej poduszce. Otworzyłam ja i wiedziałam, że to co zobaczę w środku mnie nie ucieszy.
- Błagam, błagam nie…- jęknęłam. Tak jak mogłam się spodziewać, dostałam list od mojego zjebczonego wielbiciela z Kalipso. Zwie on się Riden Slooz i jest totalnym kretynem.
- Co znów?- Jęknęła zmęczona Rose.
- To COŚ przyjeżdża do Hogwartu.- szepnęłam przerażona podając im kartkę na której były dwa misie. Jeden z kokardką na głowie a drugi z krawatem. Ten z krawatem gonił tego drugiego po całej kartce a kiedy miso z kokardką zatrzymywał się, wyciągał z skądś ogromne tomiszcze i przywalał temu drugiemu w łeb. Słodko.
- Haha. Ale będzie.- zaśmiała się Amanda. Zignorowałam to i wywlokłam je do pokoju wspólnego gdzie zignorowałam Hugona w różowej koszulce z czterema różyczkami na skos a pod nimi z napisem „Walętyłki rządzą”, po czym ruszyłyśmy do Wielkiej Sali na wczesne śniadanko, gdyż byłą sobota i było wpół do dziewiątej. Kiedy skoczyłyśmy konsumować pochłonięte rozmową o szukaniu drugiego(A nawet TRZECIEGO) punktu G z artykułu który przeczytała Lily jak zwykle ze swojej pseudo rzeczywistości wyskoczył Albus.
-  I jak walentynki!?- krzyknął. Umarłam.
- HAHAHAHAHAHAHA! HUEHUEHUEHUE! HIHIHIHI!- Aktualnie tarzałam się ze śmiechu trzymając się za brzuch gdy Lily, Rose, Roxy a zwłaszcza Amanda gapiły się z szeroko otwartymi gębami, które zasłoniły rękami i tak samo szeroko otwartymi oczami na… Na Albusa. Bo Albus. Albus Potter. Albus Severus Potter. On… on był przebrany za kupidyna! Nie no na serio! Miał jakąś pseudo pieluchę i … w gruncie to tylko pieluchę! Łuk przewieszony przez ramię, strzały, które zamiast normalnych grotów miały serduszka i śliczne malutkie różowe skrzydełka przyczepione magią do jego pleców.
- Haha. Ale zabawne Raymond, no doprawdy.- westchnął a jego skrzydełka zaszamotały się kilka razy.
- Cze- czemu akurat ty?- wyjąkałam zbierając się do kupy.
- Go się pytaj.- mruknął. Zza Albusa wyskoczył Scorpius przebrany za różowego królika a zza niego Jase w przebraniu Świętego Mikołaja z wata cukrową zamiast brody.
- Mam jadalne włosy!- krzyknął.
- Jase?- Jęknęłam.
- Nic nie mów.- szepnął Al.
- Wesołych walentynek potężne dziewoje!- wykrzyknął Malfoy wręczając nam lizaki z koszyczka, który trzymał Jase.
- Dlaczego akurat on?- zapytałam przyglądając się lizakom w kształcie Scora.
- Bo ma najlepszą klatę!- pisnął blondyn.- Tylko ćwierć galeona za tyknięcie!- Dodał po czym przylepił Albusowi kartkę na piersi z napisem: „1 Tyknięcie= 1/4 galeona!”.
- Chryste Malfoy.- Jęknęłam.
- Strzelaj Albus, strzelaj!- Zaczął krzyczeć blondyn skacząc dookoła Pottera. On ostatecznie złapał za strzałę i zdzielił nią Malfoya w łeb.
- Aua. Miłość jest bolesna.- jęknął Scor a Potter wyszczerzył się do mnie.
- Przychodzisz na stypę?- zapytał, kiedy Jase pomagał wstać Scorowi.
- Raczej tak. Mój wielbiciel przyjeżdża do Hogwartu. Muszę się gdzieś zabunkrować.- powiedziałam podrzucając lizaka. Al zaczął się śmiać.
- Wielbiciel? Chyba przegięłaś.- Zmroziłam go wzrokiem.- Dobra, niech ci będzie.- zaśmiał się.
- Chodź Al! Musimy porozdawać miłość!- krzyknął Scor ale zanim odeszli blondas ukłonił się nam i pociągnął za ramie Albusa. Nie… to nie jest mój dzień.

  *^*

Sądziłam że na stadionie od Qudditha uda mi się zaznać spokoju. Udało mi się. Przez sześć minut.
- No dawaj Raymond! Nie spij!- Ten zielonooki palant zaczął drzeć się i skakać po ławce na której aktualnie próbowałam spać. Dowiedziałam się, że za tykanie jego klaty zebrali ponad trzydzieści galeonów. Debilki.
- Spadaj Potter albo zjem ci głowę.- Nie jadłam obiadu więc mogłam to zrobić. On oczywiście nie przestraszył się moich gróźb i dalej skakał po ławce. Złapałam pobliski kamień i rzuciłam za siebie na oślep.
- Żesz kurwa.- jęknął Al. Nie wierze. Zerwałam się by spojrzeć na obolałą minę Ala. Hah! Trafiłam!.
- Baby! Ya uzhe!(Skarbie! Już jestem) – Nie nie nie nie nie! Przekręciłam się bardziej. Na samym środku boiska stał wysoki chłopak o długich blond włosach i brązowych oczach machający do mnie jak debil w szarym płaszczu. Zeszłam do niego i kiedy stałam tak przed nim a on miał rozłożone do uścisku ramiona pierwsze c zrobiłam to… przypieprzyłam mu w łeb.
- Zhivu!(Żyje!)- krzyknął, kiedy wstał z ziemi.
- Skoro! Idiot!( Już niedługo! Idioto!)- krzyknęłam i kopnęłam go w przeponę. Kiedy w zamiarze miałam zdzielić go butem w twarz z półobrotu z nikąd złapał mnie Albus.
- Co jest!? Kto to jest, co wy robicie i o czym gadacie!?- krzyknął, po czym postawiał mnie na ziemi.
- To jest Riden Slooz i się we mnie buja!- warknęłam. Al zaczął się śmiać.
- Przepriaszam alei jai cie kiocham!- krzyknął Ridan łamanym angielskim a Potter wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. Przegięli obaj.
- AAAAAAA!- wydarłam się by po chwili można mnie było zobaczyć latającą za Ridenem i Albusem po całym boisku i rzucającą w nich zaklęciami. Po chwili pojawiała się pani dyrektor w jedwabnej koszuli nocnej(Ciekawe dlaczego TYLKO w koszuli nocnej? Hmm..?) a Rose, Roxi, Lily, Amanda i Scor piszczeli gdzieś porozstawiani dookoła. Z okien można było zobaczyć małe wybuchy i kłęby dymu kiedy kolejne wieżyczki waliły się na ziemie.
- PANNO RAYMOND!!- Ten krzyk zakończył wszystko.

   *^*

- To nie do pomyślenia! Jeszcze wczoraj rozmawialiśmy z panią, ja i profesor Dumbledore! To nienormalne! Jak pani traktuje własność szkoły i naszego gościa!- krzyczała dyrektorka, kiedy wszyscy staliśmy w jej gabinecie a pani Pill naprawiała Ridanowi szczękę. Moim zdaniem tak mu było bardziej do twarzy. Ja oczywiście skrupulatnie pokazywałam że nic mnie to nie obchodzi.
- Nie dostanie pani szlabanu panno Raymond ale zajmie się pani panem Sloozem. Słyszy mnie pani!?- ryknęła. Poskoczyłam w miejscu.
- No tak.- bąknęłam i kopnęłam Pottera bo szczerzył się jak debil.
- Pana też to tyczy panie Potter.- powiedziała, po czym wywaliła nas z gabinetu.
- Zabije was.- powiedziałam gapiąc się na tych dwóch debili kiedy Rose, Roxi, Lily, Amanda i Scor już sobie poszli. Riden spojrzał najpierw na Albusa a później na mnie z nikłym lekiem natomiast Potter dalej się szczerzył.
- Uh.- warknęłam przechodząc między nimi. Zabraliśmy tego patałacha do Hogsmeade. Niestety, wyrzucili nas z „Trzech mioteł” po tym, kiedy Riden zaczął wychwalać kremowe piwo a wszyscy myśleli, że ich obraża. No i tak oto wylądowałam na ławce w parku marznąc i gapiąc się jak Potter uczy Ridena przekleństw.
- Su-ka.
- Siu-kia.
- Je-stem.
- Jie-stiem.
- No i teraz…- Zaczął Al.
- Siuką! Jiestiem siuka!- Zaczął krzyczeć Riden kiedy Potter lał z niego obok. Oparłam łokcie na kolanach chowając twarz w dłoniach
- Raymond! A ty co powiesz? Twój wielbiciel twierdzi, że jest suką, a ty co myślisz?- zapytał.
- Że jesteście popierdoleni. Idę sobie.- powiedziałam wstając. Nie przejęli się. Albus uczył Ridana słowa „popierdolony”. Merlinie. Kiedy tak sobie błądziłam po parku dochodziła już powoli siedemnasta. Spojrzałam a księżyc a później zmrużyłam oczy łapiąc za różdżkę gdyż zobaczyłam jakieś cienie.
- Reductio.- szepnęłam.
- Szlag!- Wiedziałam!
- Raymond idiotko!- Ojć.
- Lumos.- mruknęłam. Oświetliłam różdżką twarze Albusa i Ridena. Dokładniej to tylko twarz Pottera bo twarz Ridena znajdowała się w śniegu a moja różdżka oświetlała jego wypięty tyłek. Zazgrzytałam zębami. Sam się prosi bym go kopnęła.
- Chcecie mnie przyprawiać o zawał?!- krzyknęłam.
- Ta.- wyszczerzył się Potter. Zaczęliśmy kierować się do Hogwartu, ale… brama była zamknięta.
- Powieszę najpierw was a później siebie.- Orzekłam kiedy przebijaliśmy się przez krzaki Zakazanego Lasu. Już po chwili szłam za Potterem uczepiona jego kurtki kiedy drogę zachodziły nam ogromne pająki.
- Oj no weź. Jak wyje Ron.- zaśmiał się Potter, po czym zrobiliśmy krótki postój by orzec gdzie mamy się kierować.
- Raymond?- szepnął Potter.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Nie ruszaj się.- mruknął zbliżając się. Pisnęłam.
- Pająk! Pająk! Pająk!- Zaczęłam krzyczeć i obiłam się o drzewo ale kiedy zobaczyłam spokojną i jakże zadowoloną  zarazem minę Pottera przestałam i spojrzałam na drzewo, o które się obiłam.
- OSZALAŁEŚ!?-  ryknęłam tak głośno że ptaki z pobliskich drzew odfrunęły kiedy zobaczyłam prawie nieprzytomnego Ridena.
- Aria?- Rzuciłam się na Hagrida który wyłonił się zza drzew.
- Wiedziałem, że twój krzyk sprowadzi Hagrida.- zaśmiał się Potter pomagając wstać Ridenowi.
- Uduszę cię tęczową sznurówką.- warknęłam. Hagrid w końcu wyprowadził nas z Zakazanego Lasu i kiedy zobaczyłam Rose szybko rzuciłam się jej w ramiona opowiadając o wszystkim strasznym co mnie spotkało.
- To ma być straszne?! To za mną latał Malfoy z lizakami!- wrzasnęła i pokazał mi swoje włosy z poprzyklejanymi lizakami.
- Malfoy!- Kiedy ten wyskoczył w swoim przebraniu pierdykłam go zaklęciem.
- Kiedy ten dzień się w końcu skończy?- Jęknęłam kiedy Jase chodził dookoła nas mrucząc: „Hohoho! Wesołych walentynek!”

   *^*

- To na prawdę psychol- Stwierdziła w końcu Rose, kiedy siedziałyśmy na Wierzy Astronomicznej. Było już koło dwudziestej.
- No ba.- mruknąłem odrywając głowę Malfoya od reszty lizakowatego ciała. Kiedy dalej gadałyśmy o debilnym Ridenie przerwało nam coś przerażającego.
- KOOOOOCHAM CIĘĘĘĘĘĘĘ! BOOO… właśnie? Dlaczego?- Ktoś wył pod Wierzą Astronomiczną. Spojrzałam zdziwiona na Rose.
- BO JESTEM SAAAAAM! JAK PALEC AAALBOO COOOOŚTAAAAM!-  Jak na zwałowanie obie wychyliłyśmy się z Wieży Astronomicznej. Na dole stał śmiejący się jak debil Jase , klęczący Albus i szeptający mu coś na ucho Scor.
- AJJJ LOOOOOOOFF JUUUUUU END AAAAAAJJJ MIIIIISSSSS JUUUUU! – Osz w dupę kopany co im odwala!? Teraz zaczęłam zastanawiać się, co bzykający się gdzieś na górze Merlin i Morgana sobie wyobrażali by stwarzać coś takiego!? Spojrzałam na Rose natomiast ona zrobiła się cała czerwona. Chyba ze złości.
- Zabij ich.- warknęła, po czym zeskoczyła z murku.
- To mój tekst!- zaśmiałam się.
- KOOOOCHHHHHAAAAAMMMM CIĘĘĘĘĘ AAAARRRRUUUUUŚŚŚ!- NIEEE! Dlaczego musiała powiedzieć MOJE imię?! Dlaczego?! Najświętsza pod słońcem Kalini czemuś mnie jeszcze nie uśmierciła?! Szybko odepchnęłam od drzwi Rose ale niestety drzwi nie ustąpiły.
- AAAA! - ryknęłam kopiąc i waląc w drzwi.
- Wybacz Aruś ale to dla twojego dobra!- zakrzyknęła zza drzwi Lily.
- To chociaż mnie wypuść!- krzyknęła Rose.
- Peszek!- Odparło małe rude wredne. Tupnęłam rozsierdzona nogami.
- EWRIIII DEEEEJ AAAJJJ FFFINKIIIIINNN JUUUU! AJJJJJ MIIIISSS JUUUUU!- Znów zawył Albus. Weszłam na murek spoglądając w dół
- Nie Ar! To nie jest warte twojej śmie…- Zaczęła Rose.
- KOOOOCHAAAAAMM CIĘĘĘ!
- Dobra, skacz.- powiedziała szybko zasłaniając rękami uszy. To się nazywa prawdziwa przyjaciółka! Na szczęście nikogo prócz tej trójki debilów nie było na dole wiec skoczyłam szybko na pobliski dach i zjechałam z niego wybijając się niczym Adam Małysz z Wielkiej Skoczni i wylądowałam przed trójką debili. Albus zaczął skakać dookoła mnie piszcząc że nie powinna z miłości do niego skakać.
- Co wy odwalacie!?- ryknęłam na wstępie, kiedy Albus przylepił się do mojej ręki.
- Kto to wymyślił?!- krzyknęłam odpychając od siebie Pottera. Obydwoje wskazali Albusa.
- Hęę!?- wrzasnęłam, kiedy Rose pokazała się obok mnie patrząc na uśmiechniętego błogo Albusa.
- No na prawdę! Przyszedł do dormitorium i oznajmił że się zakochał. Po tym jak zdzielił mnie krzesłem w łeb bo się śmiałem…- Pokazał nam zadrapania na plecach i siniaka na głowie. Hehe.-… Kazał nam ułożyć balladę po czym zbombardował Jasego bilami.- Zabini pokazał nam okrąglutkie siniaki na plecach. Odsunęłam twarz Pottera od swojej reki.- No to ułożyliśmy mu te balladę nie wiedząc, dla kogo i po kiego a dowiedzieliśmy się dla kogo to kiedy razem z Rose wychyliłyście się z wieży.- Zakończył Scor po czym Albus objał mnie w pasie od tyłu szepcząc mi do ucha: „Zgadnij kotku co mam w środku!”
- Kupę łajna idioto!- ryknęłam. Podskoczył w miejscu klaszcząc w ręce.
- Jaka mądra.- Pisnął klepiąc mnie po głowie.
- Ktoś go napoił eliksirem miłosnym. I to mocnym.- Stwierdziła Rose zaglądając mu w gały i do gęby. Nie mam pojęcia po co oglądała mu języczek i migdałki ale musiała się tego spodziewać bo… Al w końcu ją polizał.- I dodał psi feromon.- Dodała wycierając sobie rękawem twarz.
- Chodźmy do Valentine. Ona coś poradzi.- powiedział Scorp po czym Albus postanowił przeliczyć mi wszystkie włosy w drodze do gabinetu ich wychowawczyni.
- Osiemdziesiąt dwa miliony sześćset czterdzieści sześć tysięcy pięćset dwadzieścia jeden!- krzyknął trzymając w garści moje włosy. Wyrwałam się wyciągając mu z łapy moje kłaki. Pisnął i złapała się z głowę załamany.
- Pogubiłem się!- Jęknął. Westchnęłam i postawiłam go przed sobą przodem do drzwi profesorki. Zapukałam. Nic. Znów nic. Zaczęłam kopać i walić pięściami.
- Bal jest.- Orzekł mądrze Jase
- O nie! Nie wejdę z nim do Wielkiej Sali!- krzyknęłam wskazując na Albusa po tym jak odczepiałam go od swoich placów.
- Ale dlaaaczegeeeego!?- Jęknął.
- Boś zachłanny pastuch!- ryknęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Pewnie sądzili że powiem jakieś wysublimowane niecenzuralne słowo, ale wszystko straciłam dziś na Ridena i pozostały mi głupiutkie tekściki. No ale Al się poryczał.
- Oj! No i zobacz co zrobiłaś!- westchnął Scorpius podchodząc do kwilącego Ala siedzącego na podłodze jak pięciolatek któremu odebrało się Pedo Bera.
- Ona już taka jest maluszku.- powiedział Scor głaszcząc go po głowie. Al szybko wytarł sobie oczy rękawem.
- Wiem! Ale miłość przetrwa wszystko!- krzyknął rycersko i znów obejmując mnie od tyłu w tali zaczął mną kiwać a boki mrucząc, że jestem wredną pięknisią. Zdechnę. Kiedy przebijaliśmy się przez Wielką Sale miedzy obściskującymi się parami niestety nie zrobiliśmy tego niezauważeni, bo Albus stwierdził że, cytuje” „Arusiowe boskie nogi się wykończą! Wiec ja- Aluś Potter rycerz jeszcze nie pokalany będę niósł mą dziewoje do czci niegodnej pani Valentine… nie uważacie, że jej nazwisko dziwnie przypomina Walentynki? A przecież nie jest miłosierna!”. Więc mnie niósł. Na rękach oczywiście a jak udawałam, że nie żyje. Tak żeby nie było jakiś dziwnych skojarzeń.
- Czyżby zaklęcie które znika przed północą panno Raymond?- zapytała dyrektorka, kiedy Albus postawiał mnie na ziemi i zaczął poprawiać włosy.
- Skarbulki ty moje!- Pisnął jak dziewczyna powstała z wpadki ściskając mnie w swoich ogromniastych łapach.
- A haa…- mruknęła dyrektorka patrząc na panią Valentine.
- Pani Valentine. Pani coś poradzi na ten eliksir.- powiedziała. Valentine spojrzała na nas smutno ale ja widziałam ten jej złośliwy i wredny suczy błysk w oczach.
- Strasznie mi przykro ale antidotum na Eliksir Miłosny mi wyszedł.- Ta… wziął wyczarował sobie nogi i poszedł w tany z Eliksirem Żywej Śmierci…- Najwcześniej jutro.- mruknęła. Kiedy zacząłem nabierać powietrza by bardzo cenzuralnie powyklinać naszą „Mistrzynie Eliksirów”, od której lepszy jest Jase na haju od stołu wstał Alex po czym zgarnął mnie jedną ręką i począł mówić.
- Jeśli chcesz się spotykać z moją siostrą wypełnij ankietę, przeczytaj regulamin i zapoznaj się z instrukcją obsługi.- Mówił a jednocześnie wyczarowywał stosy papierów w rękach Albusa. Kiedy kartki już przerastały Pottera postawiał je obok.
- Aria ma wiele alergii, więc nie wolno ci jej dawać, czego tylko zapragniesz! Bo spuchnie jak balon, będzie bardziej agresywna niż zwykle, zbrzydnie i w końcu pęknie!- krzyknął. Spojrzałam na niego oszołomiona no i oburzona, bo zmyślał. W cale nie puchnę jak balon gdy mam reakcje alergiczną. Tylko tak leciutko…
- I szybko jej się robią siniaki a ty ja tak ściskacz debilu!- warknął i pieprznął Albusa w psyk. Zasłoniłam usta ręką próbując się nie śmiać. Kiedy Potter wstał Alex odchrząknął.
- A no i oczywiście… nie ma żadnego całowania.- powiedział to takim dziwnym głosem z każdym słowem dźgając Pottera w pierś. Kiedy dźgnął go ostatni raz, najmocniej, Albus cofnął się zasłaniając twarz rękami. Już się przestraszyłam, że znów się poryczy. Niby to Potter ale nawet ja nie chce żeby stracił tą swoja chora reputacje. Czasem się przydaje. Kiedy opuścił ręce wyglądał na trochę zdezorientowanego.
- Czemu do cholery mnie pan pobił?!- krzyknął wkurzony. Alex załapał mnie za ramiona i postawił przed Alem.
- I co ja mam z nią zrobić? Zabić czy jak?- zapytał zerkając na Alexa zza mojego ramienia.
- Jesteś prawie normalny!- pisnęłam przytulając go.
- Co?- Zdziwił się, kiedy podskoczyłam do Rose.
- A mam ci przypomnieć jak wyłeś do Arii ballady pod Wieżą Astronomiczną?- zapytał Scor po czym klęknął i zaczął nieudolnie udawać Albusa natomiast sam Potter zdzielił go tylko w łeb.
- Ale co się stało?- zapytał dalej nieprzytomnie.
- Kto ci dał Eliksir Miłosny?- zapytała Rose. Al zmarszczył brwi.
- Riden. Jak wyjeżdżał dał mi buteleczkę i powiedział, że to rosyjska wódka… No co?- zapytał, kiedy nauczyciele spojrzeli na niego groźnie.
- Zabije go!- krzyknęłam wybiegając z sali a za mną Potter krzycząc, że mi go przytrzyma.
- To było przerażające.- powiedziała Lily kiedy już wróciliśmy załamani po tym jak zdaliśmy sobie sprawę, że Riden już przecież wyjechał.
- Dokładnie!- krzyknęłam i wskazałam na Ala.- Przez ciebie wiem ze mam osiemdziesiąt dwa miliony sześćset czterdzieści sześć tysięcy pięćset dwadzieścia jeden włosów!- Jęknęłam. Al spojrzał na mnie zdziwiony.
- To dlatego ta liczba tak mi lata po głowie…Czekaj! Policzyłem ci włosy?!- krzyknął. Wszyscy pokiwaliśmy głowami. Wziął głęboki wdech po czym jego usta stały się wąską linią i nagle po prostu zniknął. Zawsze wiedziałam że on jest jakimś pseudo Draculą tylko, że zamiast w nietoperka, bo to zarezerwowane dla Snape’a, zmienia się w niewidzialną mgłę.
- No to…- mruknęłam rozglądając się po osobach, które się na nas gapiły.- Idę spać! Dobranoc!- krzyknąłem. Kiedy w końcu razem z Rose i Amandą ułożyłyśmy się do łóżka obudziło nas coś przerażającego i przyprawiającego mnie deja vu.
- Roooosieee mooooja kochaaaanaaa!- Rose wychyliła się przez okno, rzuciła bardzo ładną niecenzuralną wiązankę, pierdykła Malfoya zaklęciem, bo wiedziała, że udaje i w końcu ten cholerny dzień dobiegł końca a moje ostatnie słowa tego dnia brzmiały…
- Ja…naprawdę nie znoszę Walentynek!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz